Dzień 5 pod znakiem górskich wycieczek Suzukim Jimnym :)
Tym razem nienajgorzej oznaczone drogi, po chyba 2,5 godzinnej jeżdzie doprowadziły nas do Falasarny. Miejscowości na zachodnim wybrzeżu.Jest tam mnóstwo upraw w szklarniach i gaje oliwne oraz cudowna plaża i ruiny portowego antycznego miasta. Jako miłośnicy takich miejsc podążyliśmy za znakami "Ancient Falasarna". Cóż mogę powiedzieć? Niewarto.
Wygląda to jak kupa kamieni ;)
Za to plaża - bajeczna! Muszelkowy raj :) Zbierałam długo i znalazłam ciekawe okazy :) Jeden wisi już na mojej szyi i przypomina o cudownych wakacjach :)
Po odpoczynku na plaży ruszyliśmy w dalszą drogę na Elafonisi - tym razem kierunek południe. Przez góry. Baaaaardzo widokowa trasa - serpentyny, drogi szerokości jednego samochodu, które są drogami dwukierunkowymi i coraz wyżej i wyżej... Hardcorowe było mijanie się z ciężarówką :) Zakręt bez barierek, strome zbocze, 200 metrów w dół a tu zza zakrętu słychać trąbienie! Nadjeżdżająca ciężarówka dawała znać, że jedzie i nic jej nie powstrzyma!
Ja na tej trasie więcej miałam oczy zamknięte niż otwarte, bo wszystkie przepaści były od strony pasażera :/ Ale jak sobie teraz ją przypominam, to cieszę się, że tamtędy pojechaliśmy :)
Po tej pełnej wrażeń jeździe dotarlismy do Elafonisi :) Bajeczne miejsce, niestety w sezonie za bardzo zaludnione :(
Z lądu przechodzi się na wysepkę na nogach - woda sięga do kolan.
Na wysepce znowu oddałam się zbieraniu muszelek, po czym wyruszylismy w droge powrotną, drugą stroną gór. Trasa bezpieczniejsza, szersza (autobusy tamtędy jeżdżą) i krótsza.
Znaleźliśmy swojsko wyglądającą tawernę i postanowilismy zatrzymać się na obiad.
Jedzenie było przepyszne! najlepsze souvlaki na wyspie :) A po obiedzie jako element zaskoczenia - alkohol.
Dostaliśmy całą karafkę i kieliszki. Nie zapytaliśmy co to. Powąchałam i zapachniało jak wino (chociaż te małe kieliszki mi nie pasowały). No więc wzięłam spory łyk i... prawie zionęłam ogniem! Tak mocnego alkoholu to ja chyba nigdy wcześniej nie piłam! Jak się później okazało to była wódka na bazie winogron - Raki.
Kiedy człowiek po obiedzie myśli, że już spokojnie wróci do hotelu, to nic bardziej mylnego :) Żeby nie było za mało wrażeń jednego dnia, to okazało się, że przed nami wąwóz :)
1,5 kilometra długości, ściany - lite skały wynoszące się na wysokość 300 metrów w górę - a że droga jest mniej więcej w połowie oznacza to, że przepaść pod tobą ma tylko 150 m głębokości ;)
Na szczęście w najgorszym odcinku przejeżdżamy tunelem :)
Po tym tunelu już można spokojnie odetchnąć a adrenalina może sobie opaść :) Po drodze zahaczamy o Chanie. Baaaardzo ładne miasteczko :)
Zwiedzanie zaczęliśmy od parku - niesamowite drzewa i kwiaty.
A poza tym zakochałam się w porciku w Chani :) Spodobał mi się bardziej niż ten w Rethymnonie.